6 maja 2008

KO Fighters

Od dawien dawna, że Gameloft robi gry dobre. Nawet bardzo dobre. A nawet lepsze, niż bardzo dobre. Dlatego nikogo nie zdziwi fakt, że "KO Fighters" jest prawdopodobnie najlepszym kawałkiem boksu, jaki można aktualnie znaleźć wśród tytułów na telefony komórkowe.

W grze mamy kilka trybów gry, lecz przede wszystkim interesuje nas kariera. Zaczynamy więc od stworzenia zawodnika. Już w tym miejscu widać, jak gra jest rozbudowana - szczerze mówiąc to jeszcze nie widziałem gry na komórkę, która miała by tak zaawansowane opcje już na tak wczesnym etapie jak wymyślanie wyglądu kolesia! Można zmienić po prostu wszystko - począwszy od wzrostu i budowy ciała, poprzez kolory skóry, kolory rękawic, butów, bokserek... a skończywszy wręcz na wyborze facjaty głównego bohatera.


Stary znajomy zgadza się zostać naszym trenerem i nie brać za to kasy, w tzw. "czynie społecznym". Na początek dobre rozwiązanie, lecz później lepiej sobie zorganizować lepszego trenera, któremu będziemy płacić. Czym? O tym za chwilę. Zmiany trenerów pozytywnie wpływają na klimat gry, pomysł jakże prosty, a jakże udany :)

Zaczynamy rzecz jasna od ostatniego miejsca w rankingu. Z dumnym uśmiechem rozpoczynamy walkę z miejsca 35., w systemie miesięcznym. To znaczy: w każdym miesiącu mamy do wyboru: walka, trening lub odpoczynek. Trzeba wszystko dobrze rozplanować, lepiej nie decydować się na walkę zaraz po treningu, bo sił może braknąć. Czasem plan mamy ułożony z góry - gdy trenerowi uda się zapisać naszego fightera do mistrzostw. Wtedy bacznie należy zwracać uwagę na plan walk, by nie zrobić się w konia...

Sama walka to dzika radocha i przyjemność. Możemy walczyć niekoniecznie z następnym w rankingu zawodnikiem, można przeskoczyć od razu dwóch. Przed walką mamy do wglądu konkretne statystyki oraz bierzemy udział w zakładzie - i stąd właśnie biorą się pieniądze, którymi potem karmimy trenerów.

Klawiszologia na ringu: guziki 1 i 3 to ciosy na twarz, 7 i 9 na korpus. Dobrze jest robić samodzielnie kombosy, bowiem większość przeciwników jest mądra po fakcie, i gdy zaliczą uderzenie w buźkę, natychmiast ją zasłaniają. Najlepiej jest wytrącić ich z równowagi ciosem na korpus. Pod 5 mamy konkretną serię prostych, a klawisz 0 to to, co Rocky B. lubi najbardziej - uppercut. Nic lepiej nie przerywa gardy przeciwnika niż klawisz 0 :)

Gdy w trakcie walki zdarzy się przycisnąć klawisz *, zawodnik zrobi "taunt", nieco obelżywy gest w kierunku wroga. I jednocześnie przeciwnik zostanie pozbawiony swej staminy... Sprytne :) I jeszcze jeden guzik - coś, na co wszyscy czekają, szczególnie Andrew G., mianowicie pod # znajdziemy... nie, nie cios poniżej pasa, lecz z baśki. Wporzo. Trzy takie w ciągu rundy i... baj baj, dyskwalifikacja. Wszyscy, którzy boją się przyjmować ciosy używać będą często kierunków góra (garda na buźkę) i dół (garda na brzusio).

Mistrzostw jest dziewięć, w tym tak egzotyczne jak Mistrz Wszechświata - którym by zostać, należy pobić paru kosmitów :) Dodajmy do tego trzy poziomy trudności, dodatkowe tryby gry (jednak oczywiście nie tak soczyste jak kariera) i mamy prawdziwy hit!


Brak komentarzy: