27 września 2009

Swine Foo Fighting

Jest to kolejna gra oparta na biciu kolejnych rekordów. Zręcznościówka, w której wcielamy się w świnię, która broni współbratymców przed przerażającymi ludzkimi doktorami, chcącymi dokonywać na świnkach złych eksperymentów.


U dołu ekranu stoi nasz bohater, z góry nadbiegają przeciwnicy. Należy przemieszczać się na boki i rzucać w nich czymś na kształt gwiazdek ninja. Haczyk polega na tym, że dla każdego z trzech typów wrogów mamy inny klawisz fire - 1, 2 lub 3. I na tym najprościej się pomylić. I tak jedziemy plansza po planszy, sycąc się widokiem kolejnych poziomów i własną zręcznością :)

Puzzle Magic 4

FDG Mobile Games to producent kilku stosunkowo mniej znanych, lecz przyzwoitych gier, jak np. logiczna seria Bobby Carrot czy Mr. Mahjong. Ale mi w telefon wpadły puzzle.


Zasada tej gry korzysta garściami z tytułu Bloxed Mania, żeby nie powiedzieć, iż po prostu go kopiuje. A w sumie tak właśnie jest. Celem gry jest łączenie ze sobą takich samych bloków, w pary lub w trójki. By tego dokonać trzeba je przesuwać i po prostu ze sobą stykać.

Plansze zbudowane są tak, by wycisnąć z tytułu nieco przyjemności; trzeba się trochę pomęczyć. Jednakże dla tych, którzy nie lubią się umysłowo przemęczać dano tryb EASY, który naprawdę rozwiąże każdy. Ogólnie rzecz biorąc przyjemna gra, choć zerżnięta maksymalnie z innych, starszych tytułów.

Barman Express

Zupełnie nieznana mi firma zrobiła grę nie dość, że wciągającą, to jeszcze po polsku. Jest to utrzymana w najlepszym stylu zręcznościówka, gdzie celem jest obsługiwanie klientów w barze, a w zasadzie w piwiarni.

Ekran gry ukazuje wnętrze piwiarni ukazane z góry. W centrum stoi barman, otoczony ladami z czterech stron. I z tychże stron nadchodzą klienci. Sterowanie polega na wciśnięciu odpowiedniego klawisza kierunkowego, co spowoduje wyrzut butelki z browarem w stronę klienta.


Haczyk polega na kilku utrudnieniach. Po pierwsze: liczba browarów w skrzynce jest ograniczona, zatem co pewien czas, najlepiej wtedy, gdy nikogo w barze nie ma, trzeba skoczyć na zaplecze po nową skrzynkę. Drugi haczyk to fakt, iż wpadają tu (niby przez pomyłkę) dzieci. Rzucenie browara dzieciakowi równe jest utracie jednego życia (plus nabicia solidnego guza na czole bachora). Trzeci haczyk to uczestnictwo w życiu naszego sklepu prawdziwych piwoszy, którym butelka nie starcza. Gdy wchodzi taki gagatek, należy szybko przy pomocy klawisza fire nalać potężny kufel, wypełnić go złotym piwkiem po same brzegi. I dopiero tak przygotowany specyfik rzucić klientowi. Co pewien czas z kolei przychodzą już prawdziwi maniacy, uzależnieni od piwa i im należy rzucać takich pełnych kufli tyle, ile zechcą. Oczywiście wypełnienie kufla zużywa więcej niż jedną flaszkę piwa, więc na zaplecze latamy coraz częściej.

Co kilka misji mamy upgrade - dodatkowa skrzynka z browarami, szybciej napełniający się kufel czy dodatkowe życie. Gramy tak długo, jak życia starczy, a potem pobijamy własne rekordy :)

26 września 2009

Colin McRae Rally 2005

Tej marki nikomu przedstawiać nie trzeba. Wersja 2005, czyli stworzona w zamierzchłych czasach dla gier JAVA... no, nie zamierzchłych, ale dość dawno. Ten odcinek rzecz jasna nie oferuje grafiki 3D, ale zastosowane tu 2D naprawdę daje radę. Gra jest niezwykle przyjemna, mi osobiście tytuł kojarzy się mocno z Colinem „dwójką“, w którego zagrywałem się na śmierć (dosłownie: jeden pad poległ) na konsoli PSX. Może to wrażenie powoduje dziwny układ menu, znany najlepiej ze wspomnianego Colina...


Warto wspomnieć, że pełnię radości uzyskamy dopiero, gdy w opcjach włączymy widok z wnętrza samochodu. Pomiędzy kolejnymi odcinkami specjalnymi można (lub trzeba) naprawić uszkodzenia, wszystko liczy się do ostatecznego wyniku, każda poświęcona sekunda.

Oczywiście jest pilot, pokazywane są najbliższe efekty specjalne, zakręty, czy wyskoki. Do absolutnego szczęścia brakuje w zasadzie tylko opcji driftu, wchodzenia w zakręt na hamulcu ręcznym. Ale ta stara gierka i tak wciąż nieźle kopie - polecam!

Hellrider

To czysty przykład gry, która nie powinna nigdy w życiu wychodzić na światło dzienne. Jest to średnio wykonana audio-wizualnie produkcja, która powinna być produktem reklamowym, najlepiej jakiegoś bubla czy innego badziewia.


Tytułowy Hellrider to gościu, który skacze sobie ze skoczni na motorze tak, by po wyskoku przelecieć przez gigantyczną obręcz. Jak lew w cyrku. Celem gracza jest ustalić początkową siłę skoku. Misje róznią się jedynie odległością obręczy od skoczni, czasem też pomiędzy nimi ustawione są dodatki, jak np. autobusy. Dlaczego gra jest natomiast tak kiepska? Bo można przejść wszystkiem misje w piętnaście minut. I po sprawie - nie polecam.

London Racer: Police Madness

Jest to zdaje się już starsza gierka - piszę „zdaje się“, bo nie da się znaleźć daty produkcji. Stylem przypomina znane sprzed kilku lat gry wyścigowe, jak „Asphalt“ lub klasyczny „Pitstop“ - widok zza samochodu, prosta, dwuwymiarowa grafika, nieskomplikowane sterowanie. Aha, i jest to konwersja z komputera i konsol.

Mamy tu kilka trybów rozgrywki, choć najbardziej interesującym jest kariera i o niej warto opowiedzieć. Obserwujemy tu drogę młodego policjanta „od zera do bohatera“. Naturalnie chodzi o pracę w tzw. drogówce. Jeździmy sobie spokojnie po mieście, czyli w zasadzie po klasycznym torze, gdzie raz na jakiś czas widać niedzielnych kierowców i łapiemy przestępców. Misje skonstruowane są na zasadzie łapania danego przestępstwa - np. trzeba zgarnąć dwóch pijanych kierowców. Ale po drodze napotkamy też innych mijających się z prawem gagatków, a sztuką jest złapać wszystkich, plus tych wymaganych, ale w określonym czasie.

Samo łapanie to prosta gra, wystarczy zajechać takiemu drogę i uderzyć wozem w jego pojazd. Gra niestety szybko robi się monotonna, głównie za sprawą praktycznie wcale nie zmieniającej się grafiki. Warto też wspomnieć o innym dziwnym problemie - wszystkie misje toczą się na drodze jednokierunkowej - tu nie znajdziemy jadących z naprzeciwka samochodów, wszystkie jadą do przodu. Ogólnie rzecz biorąc - dziś już tego tytułu oglądać raczej nie warto...


24 września 2009

Commandos




Braveheart

Tak, tak, ten film był wspaniały, oglądam go zawsze, gdy leci w TV, aż dziwię się, że nie mam go w kolekcji DVD. Cudowna opowieść o bohaterstwie, prawdziwej wolności, prawdziwym honorze, a nie przereklamowanym, z jakim do czynienia mamy u nas, nad Wisłą.

Gra opowiadająca o losach dzielnego Williama Wallace to strategia czasu rzeczywistego. Wcielamy się w postać bohatera, który tak, jak w legendzie, przejmuje stopniowo dowodzenie nad Szkotami i niszczy Anglików najpierw w Szkocji, a potem i na ziemiach Anglii.


Sterowanie jest dość klasyczne, akcję oglądamy z góry. Kolejne jednostki, a w zasadzie oddziały widoczne są jak na dłoni, grafika niezwykle przejrzyście ukazuje pola bitew, a jednocześnie jest bardzo klimatyczna, utrzymana w brązowo-zielonych kolorach, dość posępna. Oddziały składają się z różnych jednostek, wiadomo: piechota, łucznicy, kawaleria itp. Naturalnie każdy oddział ma swoje słabe i mocne strony, każdy nadaje się do walki z kim innym.

Akcja dzieje się na pewno nie leniwie, lecz jednostki poruszają się na tyle spokojnie, że można sobie wszystko zaplanować. Co więcej znajdziemy tu opcję pauzy, podczas której można wydawać rozkazy. Na polach bitew znajdziemy także ciekawe dodatki, jak pieniądze, czy pomocne artefakty, np. Gral, który pozwala w dowolnym momencie oddać połowę utraconego życia wszystkim jednostkom. A na domiar tego po misji dokonujemy upgrade’u bohatera, jego towarzyszy lub zakupujemy nowe jednostki. Doskonała zabawa, jedna z lepszych strategii RTS na komórkach.

Tricky Tracks

„Tricky Tracks“ to naprawdę wspaniała gra, która miesza w sobie dwie sprawy, które uwielbiam: logiczne zagadki oraz pociągi. W pierwszej chwili myślałem, że będzie to coś na kształt „Pipemanii“, gdzie zamiast rur z przepływającą wodą trzeba ustawić tory, po których pojedzie pociąg. Ale nie, okazuje się, że „Tricky Tracks“ oferuje znacznie więcej.

Gra składa się z potężnej ilości misji. Fabuła opowiada o budowie kolei przez całe Stany Zjednoczone. Każda misja, prócz konieczności sprawnego przeprowadzenia pociągu do mety oferuje także dodatkowe cele: np. zabranie pewnego ładunku, dodatkowego wagonu, co przekłada się na utrudnienie w rozgrywce.

System gry polega na byciu sprawnym dróżnikiem. Tory są w dużej mierze ułożone, a zadaniem gracza jest jedynie takie manipulowanie przełącznikami, by pociąg osiągnął wszystkie cele, jakie stawia przed nami misja. I tu powiem konkretnie - gra jest cholernie trudna; tu nie da się zaplanować całości, po czym czekać aż pociąg nadjedzie. Na marginesie, do startu pociągu jest zaledwie kilkanaście sekund, więc konkretnego planowania też nie będzie! Trzeba iść na żywioł: przestawiać, zamieniać, niechby ciuchcia jechała w kółko, byle nie zablokowała się - bo wtedy trzeba się bawić od początku. Nie muszę dodawać, iż satysfakcja ze sprawnie przeprowadzonej misji jest kosmiczna a gra w mej prywatnej skali osiągnęła gigantyczną notę...? :)


20 września 2009

Chaos Engine

Wiecie, jak to bywa - ktoś coś wymyślił, a inny to coś spaprał. I dlatego ludzkość popadła w zdziczenie i zezwierzęcenie, a teraz ktoś inny - jak zwykle - musi to naprawić. Gracz musi wybrać jednego z sześciu najemników, którzy podejmą się wyzwania i wyruszą w podróż przez czas, nie bojąc się nikogo i niczego, uaktywnią mechanizmy i może wszystko wróci do normy?


„Chaos Engine“ to jedna z najlepszych gier w historii wspaniałej maszyny zwanej Amigą, która charakteryzowała się trzema podstawowymi elementami: rewelacyjną, niezwykle klimatyczną grafiką, która nie pozwalała odejść od telewizora; po drugie cudownym systemem sterowania, który był tak intuicyjny, że człowiek czuł, że samodzielnie bierze udział w przygodzie, a po trzecie - „Chaos Engine“ zniszczył całą masę joysticków, bowiem tak duże emocje wyzwalał.

Dla tych, co nie pamiętają tamtych czasów - strzelanina z widokiem z góry, sterowanie w ośmiu kierunkach. Gra dla dwojga - z tym, że w wersji mobile tym drugim steruje komputer. Chodzimy po wieloplatformowych lokacjach i... no po prostu rozwalamy wszystko, ale to absolutnie wszystko, co się rusza (pełza, skacze, frunie, sunie...). Klimatu i radochy opisać się po prostu nie da. W przerwach między kolejnymi wyzwaniami można dokonać prostego upgrade’u postaci, dodać punktów życia, pokombinować z bronią, po czym trzeba wrócić i znowu strzelać, strzelać, strzelać... Po drodze zbierzemy nieco punktów, trzeba też odszukać klucze, bez których dalej nie pójdziemy. Gra oferuje możliwość zapisu stanu gry, więc - jadziem!

3D Air Combat


Jest to gra z roku 2008, lecz wcale na tak młodą nie wygląda. Zastosowana tu grafika 3D, jest całkiem przyzwoita, choć do mistrzów grafiki 3D - Fishlabs - się nie umywa. Gra pozbawiona jest niestety polotu, co niezwykle boli, bowiem jest to coś na kształt konwersji jednego z najwspanialszych hitów w historii gier video, mianowicie „River Assault“. Tak, dokładnie tak - lecimy sobie samolotem nad rzeką, gdzie na boki, nad brzegi nie można wylecieć, zahaczając o nie tracimy punkty życia. Na owej rzece rozwalamy wszystko, co się da: statki, okręty, łodzie powodne, samoloty i helikoptery. Nie zabrakło obowiązkowego paliwa, które należy co pewien czas zebrać, nie brakuje też bonusów. Niestety, jak już wspomniałem, grze brakuje polotu, i zabawa szybko się nudzi. To już lepiej wyjąć z szafy Commodore64, wyjąć z kabiny termicznej kasetę i zagrać w oryginał... :)

19 września 2009

Moto GP 09

Ta gra to absolutnie klasyczny, niczym nie wyróżniający się tytuł wśród wyścigów na motocyklach. Jednym elementem, który może przyciągnąć uwagę kogoś, kto grywa w tego typu gry to fakt, iż „Moto GP 09„ posiada renomę oficjalnej produkcji. Nie znam się na tym sporcie, ale możliwe, że widoczne w grze postaci to prawdziwi zawodnicy znani fanom?

Widok zza pleców zawodnika, dzika prędkość, wspaniała zabawa, gra informuje o zbliżających się zakrętach oraz o ich kącie. Widzieliśmy to milion razy, nawet Gameloft taki tytuł zrobił jakiś czas temu. „Moto GP 09„ nie przyciąga niczym nowym, ani grafika nie wyróżnia gry na plus (ani minus), dźwięk to też standard.


W mistrzostwach mamy możliwość wzięcia udziału w kwalifikacjach, i jak pojedziemy, z takiego miejsca będziemy startować. Każdy jednak, kto nie chce tracić czasu może od razu ruszyć na tor - lecz startować będzie z osiemnastej pozycji. Ostatniej. Ponieważ gra nie jest zbyt trudna, startowanie z końca nawet zabawie lekko pomaga - bo start z pozycji pierwszej zazwyczaj powoduje, iż przez wszystkie okrążenia w wyścigu nie widać nawet przeciwników, jadących gdzieś z tyłu.

Mamy naturalnie możliwość efektownego (a nawet efektywnego) podniesienia przedniego koła, jest też coś na kształt prostych osiągnięć do zebrania. Ale brak jakichkolwiek innowacji powoduje, że gra w zasadzie jest monotonna, nudna - brakuje jej polotu.

Grand National Aintree Ultimate

Rzecz to dość nietypowa na telefonach komórkowych, ale ta gra o nieco przydługim tytule opowiada o wyścigach konnych. Bez zbędnych ceregieli oferuje od razu po uruchomieniu możliwość wzięcia udziału w mistrzostwach w tej dyscyplinie. Fabuła zbudowana jest na zasadzie stałego parcia w górę, pod czujnym okiem naszego mentora, znawcy, podstarzałego hazardzisty.


Mistrzostwa składają się z bardzo przyzwoitej ilości wyścigów, podzielonych na kolejne kraje. Taki wyścig w grze to nie tylko gonitwa, ale także przeszkody do pokonania; mniej lub bardziej klasyczne płotki, rzeczki i tym podobne sprawy. Cała zabawa polega na tym, iż system gry o przeszkodzie informuje na chwilę przed, nie dając zbyt dużo czasu na rozmyślania. Druga ważna sprawa to fakt, że nie wszystkie przeszkody są rozciągnięte na całe pole gonitwy - aby je zaliczyć (a zaliczyć trzeba wszystko!) należy jeszcze kierować naszego wierzchowca na odpowiedni tor.

Sam wyścig odbywa się w tzw. „kupie“. Konie startują, po czym zbijają się w wesołą gromadkę, cwałującą hen, przed siebie. Po otrzymaniu informacji nt. niedaleko znajdującej się przeszkody, należy odpowiednio ustawić jakość skoku konia, czyli odpowiednio długo przytrzymać klawisz fire. Przyspieszenie wierzchowca jest automatyczne, nie mamy na nie żadnego wpływu. Praktycznie cała radość gonitwy polega na spokojnym i bezbłędnym pokonywaniu przeszkód. Źle zrobiony skok, i nie dość, że zostajemy w tyle, to jeszcze zaliczamy punkty karne. Zbyt dużo takich punktów powoduje dyskwalifikację, więc lepiej uważać. Kolejne skoki następują coraz częściej, i coraz trudniej jest się do nich przygotować. Przeciwnicy także uczą się na błędach - im dalej, tym trudniej ich pokonać. Gra naprawdę potrafi wciągnąć nawet laików w temacie gonitw - bardzo przyjemna zręcznościówka.

6 września 2009

Cake Mania: Celebrity Chef

Cake Mania to nie nowość na telefonach komórkowych, była już co najmniej jedna część wcześniej. Nieważne. Tym razem wcielamy się w bohaterkę czegoś na kształt reality show, gdzie celem jest zdobycie godności (łot?) "Celebrity Chef".

Spotkało się zatem kilka postaci, po czym biorą udział w kolejnych zadaniach. Oczywiście chodzi o obsługiwanie klientów w cukierni. Wszystko opowiedziane jest przez dwójkę sympatycznych prezenterów telewizyjnych, na bieżąco komentujących wydarzenia.


Sama rozgrywka jest dokładnie taka sama, jak np. w Turbo Pizza. Zbieramy zamówienie, wykonujemy je, oddajemy klientowi, zbieramy pieniądze. A wszystko w jak najszybszym czasie. Nowością są zamówienia dla par, oraz zamówienia podwójne - jedno ciasto na drugim. Gra nie owija w bawełnę, szybko gracz zaczyna się pocić, z niepokojem spoglądając w przyszłość. Ale o to chodzi. Urozmaicono rozgrywkę mini grami zręcznościowymi, lecz one akurat są na dość niskim poziomie, nie warto wspominać. Na grafikę i dźwięk narzekać nie wypada, lecz z całą pewnością żadne cudo też to nie jest. Tytuł przyzwoity, dla fanów "kelnerskich zręcznościówek", których na rynku jest coraz więcej pozycja naturalnie obowiązkowa.

Mobile Grand Prix 2

Gra jest kolejną pozycją, w której mamy okazję usiąść za sterami bolidu F1 i poczuć się jak Robert Kubica. Tym razem jednak sposób ukazania akcji jest nie z wnętrza pojazdu, ale taki, jaki lubię najbardziej - z góry.

Znajdziemy tu sześć drużyn, w barwach których można wystąpić. Naturalnie nazwy są nieprawdziwe, lecz przekręcone tak, by każdy wiedział o który znany team chodzi. Tras łącznie znajdziemy 18.

Najpierw należy oczywiście wziąć udział w kwalifikacjach, gdzie dowiemy się, które miejsca nam przypadnie. A potem klasycznie: cztery okrążenia, do wyboru opony - warto poświęcić chwilę na sprawdzenie pogody, wybór opon ma duże znaczenie. Inne lepiej się sprawdzają w deszczu, kolejne znowu w słońcu.



Sterowanie bolidem to arcydzieło; jest dokładnie takie, jakie powinno być w grze samochodowej z widokiem z góry. Proste i logiczne. Jednakże nie znaczy to, iż gra jest prosta, nawet wręcz przeciwnie. Czuć, że prowadzimy F1, gwałtowne zahamowania podczas skrętów oraz niemalże błyskawiczne osiągnięcie dzikiej prędkości na torze prostym to sama przyjemność. Trzeba jednak sprawdzać uszkodzenia (prawy dolny róg ekranu), by w odpowiednim momencie zajechać do pitstopu. Tu mała gierka na szybkie przyciskanie klawiszy, i jedziemy dalej.

Niestety wszystkie trasy wyglądają identycznie, przez co zabawa jest nieco zepsuta i niektórym szybko się znudzi. Ale na pewno tytuł spodoba się bardziej "hardkorowym" graczom, gdyż o ile z początku zdobycie pierwszej pozycji jest proste, to utrzymanie jej do końca mistrzostw to naprawdę solidny test cierpliwości, wytrzymałości i umiejętności kierowcy :) ale jaka potem satysfakcja! Mimo iż gra wygląda, jak wygląda i datowana jest na rok 2006, to jednak i tak polecam.

Pizza Manager

Wbrew pozorom Pizza Manager wcale nie jest kolejną grą zręcznościową, gdzie liczy się tylko szybkie klikanie budujące system obsługi klientów. Jest to bardzo ciekawa pozycja, gdzie w równej mierze należy popisać się zręcznością, co i taktyką.

Naturalnie wcielamy się we właściciela podupadającej pizzerii. Wiecie, jak to jest, gdy nagle okazuje się, iż wszyscy wolą chodzić do konkurencji - trzeba albo zakasać rękawy i wziąć się do poważnej pracy, albo od razu poddać.

Podczas rozgrywki naturalnie należy odbierać zamówienia, po czym udać się do kuchni i je przygotować - i te fragmenty to rzeczywiście zręcznościówka. Im szybciej, tym lepiej, plus warto kombinować tak, by robić jak najwięcej zamówień jednocześnie, ale i nie dopuścić przy tym do sytuacji, gdy goście się niecierpliwią.



Ciekawostka natomiast występuje przed rozpoczęciem owego zręcznościowego fragmentu: otóż przed misją należy udać się do sklepu, i popisać umiejętnościami managerskimi - zamówić i kupić odpowiednią ilość warzyw i innych składników, by starczyło na cały etap. Prócz tego znajdziemy tu i inne miejsca, które dodadzą naszej pizzerii uroku, jak np. sklep czy usługi reklamowe.

Gra jest bardzo udana pod względem systemowym, a do pełni zadowolenia brakuje jedynie odpowiedniej oprawy audio-wizualnej. Niestety grafika jest po prostu beznadziejna, toporna jakby tworzona z myślą o konsoli GameBoy, w dodatku tej pierwszej, z roku '89. Wnętrze pizzerii wygląda jak azyl Arkham znany z mrocznych komiksów o gościu przebierającym się za nietoperza, a żenujących pisków w tle nie można nawet przy dużej dawce pobłażliwości nazywać dźwiękiem. Także pomysł niezły, połączenie menadżera ze zręcznościówką uważam za udane, ale za wykonanie daję dwadzieścia lat ciężkich robót.