1 kwietnia 2009

Tennis Open 2007

Tennis Open 2007 powracał do mnie jak porządny, australijski bumerang. Zdążyłem już trzy razy zmienić telefon, nim wreszcie uznałem, że coś o grze napiszę. Nie, żeby występowały aż tak istotne różnice między buildami, nic z tych rzeczy. Po prostu gra jest bardzo, ale to bardzo irytująca, naprawdę.

A jednocześnie jest prawdopodobnie najlepszym tenisem na komórki. Sport ten jest traktowany nieco po macoszemu, my, gracze mobilni nie mamy zbyt wielu okazji pobiegać po kortach. Gameloft postanowił to zmienić, jak zwykle dopracowując produkt pod względem audio-wizualnym i dodając dla smaku kilku prawdziwych, znanych fanom tenisistów. Nie powiem jakich, bo się nie znam, wiem natomiast na pewno, że istnieją w rzeczywistości :-)


Esencją gry jest kariera. Tworzymy własnego zawodnika, nadajemy mu miano i wybieramy kolorystykę stroju. Gra podzielona jest na kolejne etapy, widoczne na naszym kalendarzu - można albo odpoczywać, albo trenować albo - jeśli się trafi - wziąć udział w zawodach. Sama gra jest skonstruwana najlepiej, jak tylko potrafię sobie wyobrazić tenis na telefonie. Poruszamy się zawodnikiem standardowo, w ośmiu kierunkach, a gdy dochodzimy do piłki, te same klawisze zmieniają funkcję i teraz służą do posłania piłki na pole przeciwnika. Wszystkie dziewięć numerów odpowiada innym obszarom boiska, w bardzo logiczny zresztą sposób. Wystarczy dobrze wybrać, a potem jak najdłużej przytrzymać klawisz, by uderzenie było jak najmocniejsze.

Okej, wiem - od razu pada pytanie, czy gra się nie myli, skoro w ułamku sekundy zmienia sterowanie z biegania graczem na celowanie strzałem. I powiem szczerze - nie, gra się nie myli. Natomiast pomylić może się gracz, będąc przekonanym, iż już stoi w dobrym miejscu do odbicia piłki wciska klawisz wyboru kierunku, a tu mu - niespodziewanie - postać się przesuwa. Ale to dodaje realizmu, na kształt wypadku losowego, potknięcia itp.

Gracz posiada pięć głównych cech, składających się na jego statystykę. Te cechy ulegają wzrostowi, gdy zwyciężymy w mistrzostwach, lub gdy odbędziemy trening. W tym drugim przypadku sami wybieramy którą cechę chcemy podnieść. Trening to tenisowe mini gry zręcznościowe, polegające na celowaniu piłką w przesuwającą się tarczę na boisku, lub toczące się beczki... Najgorszy, według mnie zupełnie niedopracowany i psujący klimat jest trening szybkości, polegający na bieganiu zawodnikiem po boisku na czas od punktu do punktu. Choćbym nie wiem jak się starał, nie udało mi się zmieścić w czasie, tym samym szybkość pozostała taka sama. Albo jestem głupi, albo z grą jest coś nie tak.


Same mistrzostwa to bardzo dobra zabawa, ale jednocześnie mordęga. Gameloft zbudował zasady oparte na tylu setach, że czasem przy jednych mistrzostwach spędzimy i ze dwa dni, bo po trzecim, wykańczającym i wyczerpującym meczu człowiek nie ma siły na jeszcze trzy kolejne i wyłącza telefon. A tylko pierwsze zawody są proste - każde kolejne to konkretne wyzwanie, gdzie wszystko się może zdarzyć, i to już na najłatwiejszym poziomie trudności.

Jak już pisałem - gra jest bardzo irytująca. Ale jednocześnie nie pozwala o sobie zapomnieć, nawet po kilku tygodniach od ostatniej przegranej zaglądamy do tytułu ponownie, z nadzieją, że teraz się uda. Ta sytuacja wynika tylko z braku konkurencji; ktoś mógłby oprzeć swoją wersję na produkcie Gameloftu, dopracować szczegóły i miałby gotowy hit. A tak, póki co, pozostaje nam się po prostu denerwować. I grać dalej, no nie ma wyjścia...

Brak komentarzy: