30 marca 2009

War Hero 1944

Pierwsze, co rzuca się w oczy po uruchomieniu gry to jej grafika, która w pierwszym momencie zdecydowanie odrzuca. Widok w rzucie izometrycznym, jakieś drzewa, lasy, pola i stodoły... Ale od początku. Wcielamy się w rolę pilota, który - co jest typowe dla dzielnych amerykańskich chłopców (BRING THE BOYS BACK HOME! baczność! spocznij, spocznij...) - prócz pilotażu jest także doskonałym komandosem. Nasz samolot zostaje zestrzelony gdzieś nad Francją i tu zaczyna się przygoda.

Jak wspomniałem, gra prezentuje się w rzucie izometrycznym, ale Digital Chocolate postarali się, by była to zaleta, a nie wada. Poruszamy się w czterech kierunkach. Gra skonstruowana jest na bardzo fajnej zasadzie, polegającej na tym, iż widzimy tylko to, co znajduje się przed bohaterem. Takie rozwiązanie dodaje klimatu, wychodząc zza budynku czy zza płotu należy pamiętać, by spojrzeć we wszystkich kierunkach - jeśli o tym zapomnimy, możemy się zdziwić.


Podobnie zresztą przedstawia się kwestia widoczności u niemieckich nazistów, zaczynają nas ścigać dopiero wtedy, gdy nas zauważą. W momencie gdy następuje zbliżenie, na ciałach wrogów pojawia się celownik, wystarczy trzymać fire i po bólu. I tu jest nielogiczność, praktycznie jedyna poważniejsza wada gry - otóż ilość amunicji jest nieograniczona, niezależnie od aktualnie posiadanej broni (a w zasadzie mamy tylko dwie: pistolet i karabin maszynowy, ewentualnie można sobie rzucić granatem pod klawiszem 0). Psuje to zabawę, bowiem niejednokrotnie zdarzy się, iż w kierunku naszego dzielnego chłopca zmierzać będzie kilkunastu (!) wrogów, bardzo od siebie zresztą różnych (mięso armatnie, trudniejsi do zabicia oficerowie, goście z karabinami maszynowymi czy wreszcie miotający granaty). Wystarczy się ustawić na przeciwko nadciągającej nazistowskiej hordy i po prostu trzymać wciśnięty fire. Tak długo, aż wszyscy padną... Widok zmasakrowanych około dwudziestu trupów jest ciekawy, a dla niektórych pewnie będzie nawet przyjemny... Co te gry robią z ludzi :P

Do pilota szybko dołącza koleżanka, jak łatwo się domyśleć należąca do francuskiego ruchu oporu (słuchaj uważnie, bo nie będę powtarzać!:). Fabuła zaczyna robić się nawet interesująca, kolejne misje układają się w ciąg zdarzeń. Są przy tym nawet zróżnicowane; prócz ogólnej masakry hitlerowskiej zarazy trzeba zniszczyć czołg, lub radiostację, albo podstawić ładunki wybuchowe pod kwatery oficerów. Należy tu dodać, iż na planszach znajdziemy zarówno apteczki, jak i granaty, których na raz można mieć jedynie pięć. Cóż, przynajmniej ich ilość ulega zmniejszeniu.


To co także dodaje klimatu, to dźwięk - wesołe, wojskowe marsze powodują, iż chce się brnąć do przodu, ku chwale i sławie. Na pochwałę zasługuje także budowa plansz - nieraz okaże się, że doprowadzając niektóre elementy do wybuchu (beczki, skrzynie) zrobią dziury w płotach, murach czy budynkach, co umożliwi rozegranie walki w zupełnie inny sposób, niż zakładaliśmy.

I wreszcie - wróćmy do grafiki. Po ukończeniu pierwszych dwóch, trzech misji okazuje się, że grafika wcale nie jest taka zła... Że sposób przedstawienia akcji tak naprawdę daje radę, widoczość wynosi 100%, a postacie są przecież wyraźne i jednoznaczne. Poza tym dalsze lokacje to już nie pola czy lasy, ale miasteczka, żywo przypominające te znane z wojennych hitów, pełne uliczek, w których można się zaczaić na wroga. I tak, jak z początku gramy z ciekawości, przymykając na grafikę oko, to przy końcu gry nikt na jej wygląd narzekać już nie będzie. Naprawdę w porządku tytuł, warto zagrać.

Brak komentarzy: