28 czerwca 2009

Robobombo

Ciekawe, kto wymyślił taką nazwę dla gry? :-)

Jest to klasyczna, podniebna strzelanina, która w zasadzie niczym nie wyróżnia się spośród coraz większej ilości przedstawicieli tego gatunku na komórki. Global Fun do wyboru oddał nam tylko dwa statki, niewiele się między sobą różniące. Jeden z nich jest nieco szybszy, drugi natomiast wystrzeliwuje więcej amunicji w ciągu sekundy. W praktyce wybór nie ma znaczenia. Ciekawostką jest natomiast fakt, iż w przypadku utraty wszystkich żyć, wybierając opcję kontynuacji można zmienić okręt.

A propos kontynuacji. Mamy bodajże pięć żyć. W trakcie rozgrywki nie znajdziemy bonusów dodających kolejnych żyć, więc po utracie wszystkich następuje typowa kontynuacja, na zasadzie ograniczonej ilości kredytów. I tu producent dał aż 7 kredytów, co zaczyna mieć znaczenie dopiero na wyższych poziomach trudności.



Grafika jest mocno kreskówkowa, ani nasz statek, ani jednostki wroga nie wyglądają zbyt poważnie, raczej jak z animowanego serialu dla dzieci. Oczywiście wcale nie jest to wadą. Poza tym faktem grafika jest absolutnie i totalnie przeciętna, nie zwraca uwagi kompletnie niczym - jest wyraźnie i to wszystko. Ani tła, ani eksplozje nie zrobią na nikim wrażenia. Na szczęście jednostki wroga to nie tylko obiekty latające, ale i roboty, wyrzutnie rakiet, stacjonarne karabiny. Drugim plusem jest fakt, iż gra nie toczy się tylko w jednym typie lokacji. Misje będziemy zaliczać tak nad powierzchnią przeróżnych planet, jak i bezpośrednio w próżni kosmicznej.

Zaczynamy od banalnego, wręcz żenującego ataku, lecz sukcesywne zbieranie bonusów pozwala na konkretne zwiększenie siły ognia. Pod koniec gry praktycznie cała plansza jest "zaśmiecona" graficznym przedstawieniem wszystkich pocisków, które jednocześnie wystrzeliwuje nasza jednostka, bezpośrednio przed siebie oraz - obowiązkowo dla tego gatunku gier - po skosie, kosząc co się da. Wygląda to bardzo dobrze, i daje dużo przyjemności.

Na brak bossów także nie można narzekać. Są różnorodni, choć niezbyt wymagający. I jest ich wielu, ogromna większość poziomów kończy się spotkaniem z przerośniętym kawałkiem metalu. Na co natomiast można narzekać? Ano, znajdzie się parę spraw. Po pierwsze w grze mamy tylko melodię, a nawet kilka melodii, lecz brakuje dźwięków. A obserwując kompletny chaos na ekranie telefonu aż prosi się o dodanie odgłosów wybuchów i strzałów. Po drugie gra nie oferuje fabuły. Ot, po prostu zaczynamy konkretną jazdę bez trzymanki nie wiedząc nawet dlaczego robimy to, co robimy. Nieco psuje to zabawę.

Trzecią sprawą jest fakt, iż poziomy, które nie kończą się bossem są żenująco krótkie. Ledwo się taki zacznie, ledwo napatrzymy się na nowe tło, nie zdążymy się nawet zachwycić jeszcze piękniejszą, potężniejszą bronią, gdy - myk myk - i koniec planszy. No, ale jak wspomniałem takich etapów jest niewiele, a w grę i tak warto zagrać, bo mimo braku fabuły i odgłosów po ukończeniu gry chce się zagrać drugi raz, na wyższym poziomie trudności.


Brak komentarzy: