6 maja 2008

Tom Clancy's Splinter Cell: Chaos Theory

Mam jedno pytanie z cyklu "co by było, gdyby...". Zatem: co by było, gdyby sprytny algorytm doprowadził do krachu na azjatyckich rynkach, w jedną godzinę zablokował giełdę na Wall Street i dokonał przejęcia wszystkich światowych głowic nuklearnych?

Wyjścia z takiej sytuacji są cztery: pierwsze z nich, to wysłać z tajną misją McGyvera, który przy pomocy sznurówki i scyzoryka zbuduje superkomputer, który stworzy jeszcze potężniejszy algorytm i zajmie się niebezpieczeństwem. Drugi sposób jest nieco bardziej chytry: posłać Jamesa Bonda, który zaleje maszynę Martini i odtworzy wszystkie utracone dane w swoim najnowocześniejszym zegarku. Trzecia metoda jest najbardziej brutalna, ślemy bowiem Chucka Norrisa, który z półobrotu pokonuje upersonifikowany algorytm matematyczno-informatyczny. Ostatnim wyjściem, na które zresztą zdecydowały się siły świata jest posłanie sprzątaczki. Wcielamy się w tę właśnie postać i robimy kurde porządki. Nie nazywamy się jednak Franciszek Maurer, lecz Sam Fisher.


Zadanie jest w sumie proste: znajdź porwanego naukowca, który z ogarniającej go nudy napisał coś tak potwornego jak niemalże boski algorytm. Gdzie go szukać? Cóż... mówią, że najciemniej jest zawsze pod latarnią... Sam jednak szukać go będzie w mniej uroczych miejscach - czyli jak zwykle u terrorystów. W międzyczasie poskacze sobie po poziomach, postrzela, wyżyje się co nieco na jednostkach wybitnie nieinteligentnych, porzuca granatami... Dzień jak co dzień.

Tutaj mała dygresja. Na ile trzeba być fanem Splinter Cell'a lub po prostu gier zręcznościowo-skradankowych, by bawić się świetnie pod każdym względem przy kolejnych częściach sagi? Naprawdę chciałbym wiedzieć... Bo szczerze mówiąc mnie już niezbyt obchodzi dlaczego idziemy w prawo (lewo) byle do przodu. Musi być jakiś powód? Grunt, że zabawa jest przednia. A jest!

O ile w przypadku fabuły jest się czego czepiać (jak się nie lubi minimalizmu, a ja nie lubię...) to już w przypadku grywalności czepiać się będzie tylko ktoś naprawdę wybredny. Gra jest naprawdę niezła, gdzie trzeba łatwa, gdzie trzeba trudna, gdzie trzeba zaklniemy, gdzie trzeba wydamy z siebie gromki okrzyk "HA!". Dźwięki niestety nie rozpieszczają uszu (jak to bywa...) ale grafika i grywalność na prawie najwyższym poziomie. Szczególnie podoba mi się "komiksowe" przedstawienie akcji, dymki nad głowami strażników dodają koniecznego dla dobrej zabawy klimatu. Na koniec pociecha: nie martw się, jak laser Cię ubił siódmy raz z rzędu... Jeszcze tylko trochę i na pewno się uda! Polecam szczerze.

Brak komentarzy: