2 czerwca 2009

Sally's Spa

Każdy, kto polubił zaradną Sally, która w naszej pamięci utkwiła jako twarda sztuka, co żadnego wyzwania się nie boi, z pewnością ucieszy się na wieść, iż została bohaterką kolejnej gry. Ale już znacznie mniej się ucieszy, gdy dodamy, że gra owa to klasyczna kontynuacja Sally’s Salon, gdzie nowości w temacie jest zero.

Tym razem Sally uderza w nieco inny, choć powiązany z poprzednim biznes, mianowicie tak popularne ostatnio spa. Zasady się nie zmieniły: zadaniem jest obsłużyć jak najwięcej klientów, przy zachowaniu reguły, iż niezadowolony klient wychodzi obrażony i robi nam antyreklamę. Czyli po pierwsze należy robić dokładnie to, co klienci pragną, po drugie należy zapoznać się z profilem klienta – by wiedzieć, kto ma ile cierpliwości, a po trzecie – najważniejsze – należy się sprężać!


Z początku wszystko robimy samemu, lecz szybko okazuje się, że mając odpowiednią ilość gotówki można zatrudnić pomagierów. Podobnie przedstawia się sprawa wnętrza salonu: z początku wszystko jest proste i nieskomplikowane, by po chwili stało się nowoczesne i zatrzymujące klientów na dłużej, dzięki stosownym upgrade’om.

Gra podzielona jest na kilka miast. Zaczynamy w swojskim Laguna Beach, by następnie skoczyć do Nowego Jorku, potem do stolicy przyjemności – Rzymu, następnie otwieramy filię na ogromnym, turystycznym krążowniku na oceanie... By w końcu dotrzeć do Japonii. Każda nowa lokacja to pięć dni. Każdy dzień przynosi pieniądze, przed rozpoczęciem kolejnego wydajemy je na upgrade.

Gra nie różni się znacznie od poprzednika. Są tylko małe ciekawostki, z których najciekawszą z pewnością jest sklepik. W naszym salonie znajduje się regał, na którym codziennie należy ułożyć pewną ilość produktów. Samoopalacze, tabletki anty-stresowe i tym podobne produkty. Rankiem koleżanka informuje Sally o zapotrzebowaniu. Umiejętne przewidywanie potrzebnych produktów pozwala je sprzedać, więc i zarobić. Inną ciekawostką, której nie było w poprzedniku jest fakt, iż ogromna większość zabiegów polega na mini grach. I z jednej strony jest to fajne – bo nie tylko zasuwamy jak mały samochodzik po sklepie, ale i relaksujemy się przy mini gierce, ale z drugiej strony wprowadza to jednak chaos. Trudno jest zapamiętać kto wszedł w jakiej kolejności, więc po chwili gra robi się chaotyczna, zwracamy uwagę jedynie na ilość serduszek u klienta, czyli stan jego zadowolenia. A w poprzedniej części można było nad wszystkim zapanować, a co za tym idzie łatwiej było się wczuć.

Gra i tak jest niezła, w dodatku z fajnymi melodyjkami, grafika także nie robi złego wrażenia, choć praktycznie nie zmieniła się od czasów Sally’s Salon. Fani masakrowania klawiatury spod znaku Diner Dash, Beauty Center czy Coffee Shop muszą to mieć, ale pozostali jeśli mają wybór, niech zagrają w poprzednią część. Była jednak lepsza.

Brak komentarzy: