16 marca 2009

Driver L.A. Undercover

Klasycznie nie mam najmniejszego nawet pojęcia, jak też seria Driver dziś wygląda. Pamiętam odcinek pierwszy z PieCa oraz odcinek drugi, z PSX - koszmarna grafika. Jednakże gra wprowadziła pewną nowość, bo można było wysiadać z wozu, kraść inny, wykorzystać całe miasto do zabawy. To było bardzo przyjemne, grałem dopóki mi się płyta nie rozleciała (miałem takiego pecha, że właśnie to zrobiła). A co było potem? Mało mnie to obchodzi, z wyjątkiem jednej kwestii - telefonu oczywiście.

Driver LA Undercover to tytuł dość zgrabnie nawiązująca do drugiej części. Bohater oczywiście wciąż nazywa się tak samo, wciąż jest tajniakiem, który dzięki swym naprawdę konkretnym umiejętnościom kierowcy wspina się po szczeblach kariery gangstera. Nawiązanie do Driver 2 widać też w możliwości wysiadki z wozu (!) - znajdziemy misje, w których Tanner będzie musiał biegać po ulicy ze spluwą, kryć się za winklem i zabijać gangsterów z konkurencyjnych gangów.



Jedno trzeba powiedzieć od razu: gdyby zrobiono grę typowo wyścigową, ale która miała by taki model jazdy jak Driver LA Undercover - była by to niezła klapa. Zresztą trudno nazwać "to coś" modelem jazdy, sytuacja przypomina bardziej stale przesuwający się, absolutnie niesterowny kawałek kartonowego pudła, którym jeździmy po kilku miastach udając, że to samochód. Ale gra nie jest grą wyścigową, tylko strzelanką. Więc taki model jest ok, bo nie trzeba się skupiać na prowadzeniu wozu (kartonu), tylko na konkretnej zabawie - strzelaniu :)

Oczywiście przy odrobinie wyobraźni można się dobrze bawić jadąc. W końcu misje wykonuje się z wnętrza wozu, więc wypada się przyzwyczaić. Pojazdów mamy kilka, w zależności od fabuły. Trafi się radiowóz czy taksówka, ale często Tanner będzie jeździł własnym, wypasionym samochodem. Misje są różne: będziemy się ścigać, pokonywać dystanse między punktami na czas, niszczyć przeciwników... Przez pierwszą połowę gry skutecznie przyciągają uwagę gracza, gdyż - jak wspomniałem - gdy tylko przymknie się oko na model jazdy może być fajnie. Jednakże w drugiej połowie gry już się nie chce, bowiem robimy w kółko to samo.

Niby są trzy różne miasta, ale każde wygląda identycznie - puste bloki przy ulicy, symbolizujące drapacze chmur. Gdzieniegdzie na chodnikach trafi się przechodzień, który jednak - wbrew nazwie - nie chodzi, a stoi w miejscu. Poza tym panuje tu taka pustka, że trudno sobie nawet wyobrazić, iż jest to Hollywood czy Los Angeles. Tytuł zupełnie przeciętny, średni. Szczerze mówiąc tak średni, że nawet nie chce się grać do samego końca.


Brak komentarzy: